niedziela, 21 września 2008

Counting Crows - Saturday Nights & Sunday Mornings (2008)


Płyta jak płyta. W zasadzie nie różniłaby się od innych z tego nurtu, gdyby nie 1 piosenka. I to właśnie dzięki niej przesłuchałam jeszcze raz i doszłam do wniosku, że "Saturday Nights & Sunday Mornings" to album z ogromną dawką radości, a i wzruszenia jakie nam panowie proponują nie są sztuczne.

Ową piosenką stanowiącą pewnego rodzaju punkt kulminacyjny jest "Le Ballet D'or". Pan wokalista ma ciekawą manierę wokalną, a tutaj słychać ja bardzo dobrze. Jest to dość prosty, spokojny i zagrany właściwie tylko na paru dźwiękach gitary z jakimś piano. W sumie nie wiem co jest w tle ;P A później, czy mi się słuch popsuł czy ja tam tamburyn słyszę? Zaczyna się bardziej agresywnie z przeskokami, jakby małymi wybuchami - kojarzy mi się to ze schodami. A raczej spadaniem z nich. Uspokojenie znowu. Budowane napięcie niczym w "Trenach" Kochanowskiego. Wyśmienity utwór ze zgrabnym tekstem.

Wszystko zaczyna się dość, wydaje się prosto, oklepanymi schematami, dość chaotycznie, aby na piosence nr 4 tj. "Sundays" rozpocząć się na dobre. Później jest tylko z górki. Sympatyczne "Insignificant". Świetne "Cowboys". Wraz z "Washington Square" przechodzimy do bardziej akustycznej i delikatnej strony płyty. Należy zwrócić uwagę jeszcze na "You Can't Count On Me", której refren jest żywcem wyjęty z R.E.M. i do złudzenia przypomina tą grupę.

Właściwie całość nie jest w jakimkolwiek stopniu odkrywcza. Płyta nie ma w sobie nic z arcydzieła. Wszystko skąpane jest jakby we wspomnianym już R.E.M.'owskim duchu. Jednak posiada to swój urok i jest idealne jeśli masz ochotę na coś lekkiego, niezobowiącującego. Bardzo przyjemne.

piątek, 19 września 2008

MGMT - Oracular Spectacular (2008)


Doszłam do wniosku, że nie może być tak, że już po 1 poście porzucę tą stronę. Co jak co, ale aż tak drastycznie być po prostu nie może.

Nie będę znowu katować Depeszów i tak patrzę, szukam i zastanawiam się o czym by tu tym razem napisać. I wiem! MGMT.

Nagrali dopiero 1 album, a ich popularność na zachodzie jest już ogromna. W Polsce raczej ciężko jest się przebić tego typu graniu. Dominuje u nas metal i popowe papki. Jednak MGMT zdobywa coraz to więcej zwolenników nie tylko w ortodoksyjnych grupach indie snobów. I bardzo dobrze, bo Oracular Spectacular to jedna z najlepszych płyt tego roku.

Dwójka jeszcze w zasadzie nastolatków :) zabiera nas do swojego magicznego i odjechanego świata wyobraźni, która napotyka czasem mur w postaci rzeczywistości. Ich image, teledyski i ogólnie wszystko jest utrzymane w klimatach hipisowsko-indiańskich. Intrygująca okładka (ze wszystkich stron) i świetna kartka w środku opakowania z tekstami to jedne z zalet oprawy i wizulanych elementów. Może nie będę opisywać każdej piosenki po kolei, bo znowu zrobi się za długo :) Ale trzeba wymienić i wspomnieć o paru.

Time to Pretend to opowieść o współczesnych celebrities i ich bezsensownym życiu oraz powtarzających się schematach zostania slawnym. O tytułowym 'udawaniu'. Sami Ben Goldwasser i Andrew VanWyngarden nazwali ten utwór swoim hymnem. Miejmy nadzieję, że nie podzielą losu innych znajomych po fachu. 

Podoba mi się jeszcze Pieces of What, Weekend Warriors czy The Handshake. Po kilkudziesięciu przesłuchaniach całości jedynie troche denerwuje mnie The Youth, ale to nadal bardzo dobra piosenka. Albo nie, zmieniam zdanie - przesłanie tego utworu jest za mądre, aby wymieniać ją jako odstajacą od reszty.

MGMT przybiera pozycję obserwatorów i komentatorów rzeczywistości. Przemawiają głosem milionów młodych ludzi, którym po prostu nie odpowiada to co widzą. Młodość się zmienia, zmianiają się marzenia - MGMT to dobrze wiedzą, a na dodatek potrafią pięknie w formie piosenki nam przekazać.

Chyba nie potrafię wydusić z siebie nic na temat ich muzyki. Tego po prostu trzeba posłuchać. MGMT to taki symboliczny przykład nowej (? czyżby) rewolucji w USA. Duch psychodelii lat 60. przepuszczony przez sito współczesności. Mało jednak który zespół ma w sobie tyle siły, energii, radości i pomysłów co to trio (licząc pana Richardsona pomagającego na koncertach). 

Jestem fanką MGMT i nie mogę się doczekać kolejnego albumu. Oby Oracular Spectacular nie był tylko jednorazowym wybrykiem. I na dodatek juz chyba zawsze ta płyta będzie mi przypominać o wakacjach...

-download-

niedziela, 7 września 2008

Po pierwsze...

Podejście do bloga numer, ach pogubiłam się już w liczeniu. W każdym bądź razie było ich wiele. Jak widać - mało co z tego wyszło. 

I tak długo to wszystko nie pożyje (ale nie chcę źle prorokować tak od razu).

Inaugarycyjny wpis można uznać za zakończony.